facebook

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Biało-czerwona profanacja narodowych rozbitków

Matthias Ostrzolek of Germany controls the ball during the 2013 UEFA European Under-21 Qualifier Group 1 match between Germany and San Marino at Energieteam Arena on August 1, 2011 in Paderborn, Germany.

Chciałbym wyjaśnić, że nigdy nie czułem się Polakiem, a mój epizod z młodzieżową kadrą U-17 tego kraju był zainspirowany pochodzeniem mojej mamy. Urodziłem się i wychowałem w Niemczech, a to jest dla mnie najważniejsze - nie chcę oszukiwać sam siebie. Nawet w przypadku gdybym otrzymał konkretną propozycję i zaproszenie z Polski, to będę musiał stanowczo odmówić - mówił w czerwcu 2013 roku Ostrzolek.

Ostatnimi jednak czasy Niemiec wyznał, że chce grać dla Polski. Sytuacja zmieniła się, bo Matthias nie ma szansy gry w swojej prawdziwej ojczyźnie. I pewnie to powołanie w końcu dostanie, bo u nas na lewej obronie, na której występuje nie ma komu grać. Czyli powtórka z Boenischa. Kadra jednak to nie klub - narodowości się nie kupuje, ani tym bardziej nie sprzedaje. Komuś tu jak widać brakuje tożsamości i charakteru. Patologia i paranoja. Dwa w jednym.

Abstrahując już od tego czy taki Ostrzolek przydałby się polskiej kadrze czy nie, bo nie o tym mowa, profanacją  narodowości jest podcieranie sobie tyłka biało-czerwonymi barwami, brak przynależności z krajem, w którym później chce się grać, tylko dlatego, że dany zawodnik nie ma opcji występów dla swojego macierzystego kraju. Tak było z Polanskim i Boenischem, którzy przez całe swoje życie tak kochali niemieckiego orła, że gdy byli już za słabi, by grać w tamtejszej reprezentacji zdecydowali się zostać "Polakami". Identyczna sytuacja miała miejsce z Obraniakiem, marzącym o wybiciu się na Euro w naszej ojczyźnie dla którego w obliczu możliwości zrobienia kariery polski orzeł nagle okazał się ważniejszy niż jego rodzimy trójkolorowy kogut.

Niewątpliwie fantastyczną sprawą jest pamiętanie o zawodnikach z polskimi korzeniami. Prawdą jest jednak to, że takiego Ebiego Smolarka nikt do zmiany barw narodowych nigdy nie przekonał, choć chętni byli. Były zawodnik Bundesligi i Eredivisie nigdy jednak nie ukrywał, że kocha Polskę, jest patriotą i nie wyobraża sobie gry dla innego kraju, bo przecież ten, z którego się pochodzi jest  tylko jeden. Tym samym niezrozumiały zupełnie jest trwający do dnia dzisiejszego polski bunt przeciwko Klose i Trochowskiemu czyli zawodnikom manifestującym miłość do niemieckich barw. Powiedzieli wprost. Sami wybrali. Mieli przynajmniej jaja, by to zrobić.

Oczywiście świat się zmienia. Dziś europejskimi krajami zaczynają rządzić uchodźcy, reprezentacja Kataru w ręcznej potrafi kupić kilku zawodników różnych narodowości, a i w Polsce już prawie 15 lat temu w kadrze debiutował czarnoskóry Olisadebe, który tak jak wspomniani przed chwilą zawodnicy też grał u nas tylko dlatego, że na Nigerię był za cienki. I trzeba to głośno powiedzieć. Wybił się, po czym na kadrę zwyczajnie się wypiął. Miał ją gdzieś, jej zgrupowania i zawodników.

Pamiętać jednak trzeba, że kadra to nie klub, gdzie można sobie kogoś kupić, sprzedać, wypożyczyć. To nie miejsce na naukę hymnu, historii kraju, polskich słów. Nie zabawa, którą się przerywa, gdy ktoś Ci daje większe pieniądze czy lepszą możliwość rozwoju. Kadra to coś wyjątkowego, duma, przywilej, reprezentowanie barw, które się kocha i to przez ludzi, którzy z danej ojczyzny pochodzą i której się po prostu nie wstydzą. Zmiany to rzecz jasna sprawa absolutnie naturalna, co wcale nie oznacza, że nagłe dawanie obywatelstwa komu popadnie jest w porządku. Innowacje, przekształcenia i metamorfozy nie zawsze prowadzą bowiem do wesołych skutków, tym bardziej jeśli pozbawione są prostych reguł czy zasad. Gdy panuje całkowite bezhołowie.

Dziś zamiast się podniecać kolejnymi zawodnikami, których można "zrobić Polakami" powinniśmy się skupić na naszych (!) młodych talentach, jasno mówiących o przynależności do biało-czerwonych barw. I znów można tu przytoczyć przykład Smolarka, który i tak koniec końców grał dla Polski czy Kacpra Przybyłko i paru innych, natomiast zdarzają się i takie historie jak ta Lukasa Podolskiego, człowieka, który był u nas całkowicie niechciany. Dziś wielkiego piłkarza, przy którym PZPN postawił krzyżyk, choć jak wiemy Poldi chciał grać dla naszej reprezentacji (też tylko do czasu, gdy zgłosiły się Niemcy), co wielokrotnie dobitnie podkreślał. Skończyło się jednak inaczej.

Bierze się to z tego, że Polski Związek Piłki Nożnej od dłuższego czasu strzela do Polaków, a zaprasza do kadry obcych. Ileż już było przypadków pokroju Podolskiego, przez ostatnie lata mieliśmy przecież formułowane całe składy świetnych zawodników, którzy chcieli grać dla naszego kraju, bo po prostu byli z nim silnie związani. Nie zmieniali zdania co 5 minut jak na przykład Ostrzolek, ale wiedzieli, skąd są. Gdzie jest ich ojczyzna.

Niedawno głośno mówiło się, poza naturalizacją nowych grajków o grze w naszej reprezentacji młodych, zdolnych, wilków mających polskie korzenie. Gdy jednak przyszło co do czego nie potrafili powiedzieć czy wybiorą Szwecję (Pękalski) czy Portugalię (Podstawski - mówił, że kocha biało-czerwone barwy, ale gra gdzie indziej) czy Polskę, nie wiedzieli kto ich powoła (więc z jakiego kraju są), a nagonka zrobiła się tak ogromna, że do sprawy wkroczyli najlepsi piłkarze z tamtych krajów. I tak Pękalski po rozmowie z Ibrahimoviciem wybrał drużynę Blågult, a Podstawski ojczyznę Ronaldo, z którym nawet ponoć na ten temat konwersował. Tożsamość narodowa nie miała tu żadnego znaczenia. Najmniejszego.

Głupotą jest również przepis mówiący, że zawodnik mający dwa paszporty, który grał w młodzieżowych reprezentacjach dajmy na to Niemiec, może grać dla Polski. Sensu nie ma w tym choćby znikomego, bo jak ktoś, kto nie zna nawet krajowego hymnu może grać w reprezentacji tego kraju, mimo, że na przykład rok wcześniej reprezentował inny naród? Istne wariactwo.

Mój sprzeciw wobec takich sytuacji jest tak zdecydowany z jeszcze jednego prostego powodu. Wynika to z tego, że w większości przypadków farbowane lisy albo nie dają z siebie wszystkiego, albo dają tylko przez chwilę, bo im się nie opłaca, nie chce, klub ważniejszy, przecież lepiej płaci. Przez to psuje się atmosfera w reprezentacji, która dziś w końcu zbudowana na SAMYCH POLAKACH (pamiętać trzeba, że Thiago Cionek na szczęście nikim niezbędnym tu nie jest) jest znakomita. I nic dziwnego, że trener Nawałka osiąga z tą grupą świetne wyniki. Najlepsze od lat. Przecież to logiczne. Zawodnicy się znają, są w podobnym wieku, walczą na śmierć i życie, są zmotywowani, gotowi do walki. Za swój kraj, a nie jakiś podrabiany, są gotowi skoczyć w ogień. I to się chwali.

Właśnie dlatego czas najwyższy powiedzieć "STOP!". Przestać się interesować narodowymi rozbitkami, którzy po zniszczeniu swojej tratwy szukają schronienia w tej obok. W takiej, w której nie chcieli dotychczas płynąć, bo im się po prostu nie podobała. Mówiąc konkretnie i w końcu bez przenośni Ostrzolek za takie słowa powinien stracić polskie obywatelstwo. Osoba, która z tego kraju się śmieje, a to wynika z jego groteskowych słów, nie powinna posiadać biało-czerwonego paszportu.

A kto na lewą obronę w takim razie, zapytacie? Oczywiście Wawrzyniak! Sto razy lepszy od Ostrzołka, bo polski. Jaki jest każdy wie, zdarzają mu się wpadki, ale korzystniejszego rozwiązania nie ma. Przede wszystkim Kuba to walczak, profesjonalista, pracuś, patriota. A to choć dla wielu kosmopolitów wcale nie jest, powinno być najważniejsze przy wyborze zawodników do gry w reprezentacji. Powinno być absolutnie kluczowe..

4 komentarze:

  1. Tyle ze to samo bylo z Polanskim - jego wypowiedzi z 19 kwietnia 2010: "Pomocnik 1.FSV Mainz 05 Eugen Polanski zadeklarował, że nie chce występować w reprezentacji Polski.
    - Nie chcę grać w polskiej reprezentacji, to dla mnie jasne - powiedział 24-latek, posiadający niemieckie i polskie obywatelstwo. - Nie mogę sobie wyobrazić takiego rozwiązania w mojej sytuacji. Zbyt długo żyłem w Niemczech, grałem w meczach juniorskich reprezentacji tego kraju." Dla mnie Obraniak czy Perquis powinni grac ale volksdeutsche nie. A farbowane listy to amatorzy udajacy dziennikarzy - albo wyzelowani na pustym lbie albo juz po flaszce o 7 rano - wiadomo przeciez kogo mam na mysli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech spada. Olać go!

    OdpowiedzUsuń
  3. Z niewolnika nie ma pracownika, a z Niemca nigdy się nie da zrobić Polaka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bez przesady. W czym to przeszkadza?

    OdpowiedzUsuń